Paryż wywołuje mnóstwo skojarzeń. Jakie są twoje? Jakie obrazy pojawiają się przed oczami gdy słyszysz „Paryż”? W tym poście przeczytasz też o moich skojarzeniach, tych nowych, po pierwszych miesiącach po przeprowadzce.

Większości osób przychodzą do głowy myśli pozytywne i przyjemne: miasto miłości, miasto dobrego jedzenia, miasto romantycznych spotkań, miasto elegancji, mody, luksusu i wyrafinowanych przyjemności, ekskluzywne perfumy, beztroskie wakacje, majestatyczna architektura, urokliwe i gwarne kawiarenki. I jeszcze takie: miasto ludzi dobrych manier i ludzi z klasą, miasto artystów, malarzy i poetów, miasto myślicieli i liberalnych poglądów, et cetera, et cetera

Paryż przez lata, a nawet wieki, wyznaczał standardy. Był punktem odniesienia i modelem aspiracji wielu miast. Mówiło się, na przykład: Stambuł to Paryż Turcji, Szanghaj to Paryż Wschodu, a Phnom Phen w Kambodży określano Paryżem południowo-wschodniej Azji. Takie porównanie było zawsze bardzo nobilitujące. Miasto świateł i joie de vivre, movable feast – jak pisał Hemingway.

Używając języka marketingu, można powiedzieć, że Paryż to bardzo silna globalna marka z rozpoznawalnym na całym świecie logiem – wieżą Eiffla. To marka, której obietnicą dla „klientów” jest wysoki standard, wyrafinowanie i przyjemność dla ducha i ciała: jedzenie gourmande, piękne szerokie bulwary, architektura i parki, wysoka sztuka dająca inspiracje, dobre emocje wynikające z cieszenia się urokami życia. Marka Paryża to także swego rodzaju beztroska romantycznej komedii, gdzie codzienność – zwykle szara i rutynowa – jest poetycka: bagietka, kwiaty, wino, kawa w bistro, spacer nad Sekwaną. Paryż jest dla wielu wymarzoną destynacja na podróż poślubną. Azjaci z Chin czy Korei Południowej nadal przyjeżdżają tutaj na ślubne sesje zdjęciowe. W czasach przed pandemią, pary o azjatyckich rysach, w ślubnych strojach w towarzystwie fotografa, były codziennym widokiem na mostach na Sekwanie i w innych malowniczych zakątkach. 

Myślę, że przyjeżdżając tu turystycznie, na kilka dni, można zebrać dużo pozytywnych wrażeń: chodząc utartymi przez wycieczki ścieżkami od galerii do muzeum, przez mosty i pod wieżą Eiffla. Miasto nadal zachwyca, szczególnie gdy uda się trafić na dobrą pogodę i nie zbacza się z trasy kluczowych atrakcji.

Ja, od trzech miesięcy doświadczam też innych stron Paryża. Jak większość dużych miast świata zachodniego zmaga się z wieloma problemami. Dla mnie najbardziej widoczne są społeczne i kulturowe. Przemierzając paryskie ulice w różnych dzielnicach podczas długich spacerów widzę biedę, dużo bezdomnych i czasem zastanawiam się gdzie są Francuzi – ci eleganccy, kulturalni, których oczekiwałoby się w tym mieście? Odnoszę czasem wrażenie, że są tu mniejszością.

Paryż zawsze przyciągał cudzoziemców i dzisiaj też jest tyglem kulturowym. Często można usłyszeć na ulicach arabski czy języki z Afryki, minąć jednocześnie na chodniku Pana w białej disdashy (tunika do ziemi typowa dla arabskich wyznawców Islamu), i czarnoskórą kobietę ubraną od stóp do głów w jaskrowo-kolorowy wzorzysty strój, turban na głowie, z dzieckiem przywiązanym na plecach chustą.

W raporcie OECD czytam, iż aż 30% drugiego pokolenia cudzoziemców we Francji mieszka właśnie w aglomeracji paryskiej. Jeszcze ciekawsze są dane z Wikipedii, za francuskim urzędem statystycznym – 40% mieszkańców aglomeracji paryskiej poniżej 20 roku życia ma przynajmniej jednego rodzica cudzoziemca. W różnych źródłach czytam, iż ogółem około 20 – 25% mieszkańców aglomeracji to cudzoziemcy. Różnorodność etniczna, religijna, językowa, narodowa stanowi o wyjątkowości miasta – jest kulturotwórcza, wspiera kreatywność i innowacyjność, ale jest też źródłem wielu wyzwań.

Ze zrozumiałych względów miasto cały czas przyciąga osoby w trudnej sytuacji. Prawie podczas każdego spaceru ktoś próbuje mnie zatrzymać, by prosić o pieniądze. Codziennie spotykam na ulicach bezdomnych śpiących na chodniku, w bramie, na progu drzwi, pod drzewem na trawniku. Żebracy i bezdomni są stałym elementem krajobrazu, podobnie jak długie kolejki po darmowe posiłki rozdawane koło godziny 18-19 w wielu punktach miasta.

Grażyna mieszkająca w Paryżu od kilkunastu lat opowiada mi „jak wybierasz się stąd do Indii nie ma dużego szoku, tutaj przyzwyczajasz się do bezdomnych śpiących na chodnikach”. Inna koleżanka, także z kilkunastoletnim stażem w Paryżu, z radością wyprowadziła się z miasta gdy przy okazji pandemii pojawiła się możliwość pracy zdalnej. Twierdzi, że nie wyobraża już sobie wrócić. Paryż może być męczącym i przygnębiającym miejscem życia. Obraz bezdomnych śpiących w parku pod krzakiem w pozycji embrionalnej wraca przed oczami, gdy po cały dniu próbuje się zasnąć.

Szukam w Internecie statystyk o bezdomności i trafiam na różne dane: 3000 śpiących na ulicach, a nawet 30 000. Statystki są zgodne, że Paryż jest miastem we Francji z największą liczbą bezdomnych. Na stronie projektu Bergen czytam informacje od organizacji charytatywnej – 40% korzystających z pomocy to emigranci w tym polowa przebywa w kraju nielegalnie, nie ma więc możliwości na pracę. Większość bezdomnych jakich spotykam na ulicy czy w kolejkach po posiłki to mężczyźni. Spotkałam do tej pory tylko jedną kobietę śpiącą na ulicy. Zakładam, że chętniej korzystają z pomocy schronisk i punktów pomocy.

Skutkiem tego, że Paryż przyciąga ludzi w trudnej sytuacji, są duże różnice społeczne, a bieda, brak pracy i edukacji generują niepożądane zachowania. W wielu miejscach jest brudno, ściany budynków, przystanki i rolety sklepów zniszczone są brzydkim graffiti. Prawie podczas każdego spaceru widzę jakiegoś mężczyznę sikającego gdzieś w narożniku budynku czy pod krzakiem. Nawet w bezpośredniej bliskości zabytków, np. pod Bazyliką Sacre Coeure. Chodniki w wielu miejscach czuć moczem. Gdy chodzę po mieście, często pojawia się w mojej głowie myśl „Paryż śmierdzi”. Pewnego popołudnia, podczas godzinnego spaceru przy kanale Saint-Martin postanowiłam liczyć – trafiłam na sześciu sikających „po kątach” panów. Nie raz zostałam już zaczepiona czekając na przejściu dla pieszych przez młodego mężczyznę „mam papierosy do sprzedania”. Udaję zawsze, że nie słyszę i domyślam się, że nie chodzi tylko o zwykłe papierosy.

Zdarzało mi się nie raz przechodzić na drugą stronę ulicy, by uniknąć podejrzanej grupy mężczyzn skupionej na chodniku, hałaśliwej, zajętej nie wiadomo czym – grą w karty, handlem wymiennym czy paleniem trawy. Są takie ulice, że jeden rzut oka zniechęca do dalszej wędrówki – śmieci, brud, zaniedbane okna, mężczyźni bezczynnie siedzący na ławkach. 

Paryż ma dla mnie dwie twarze – tą urokliwą i turystyczną, ale też twarz miasta w kryzysie, gdzie duża liczba mieszkańców to nowoprzybyli, którzy próbują się tu odnaleźć i zapuścić korzenie, trochę „nie pasują”, a wielu nie potrafi czy nie chcą zrozumieć miejscowej kultury.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *