Czyje potrzeby znamy najlepiej? Zwykle swoje własne. Czasem ich obserwacja i refleksja nad nimi prowadzą do odkrycia pomysłu na produkt przydatny dużym grupom klientów. Projektowanie dla siebie i prototypowanie na sobie jest zwykle stosunkowo łatwe. Przede wszystkim potrzebujemy mniej czasu i umiejętności badawcze mają mniejsze znaczenie dla naszego powodzenia. Jesteśmy mniej zależni od innych osób. Innych użytkowników produktu włączamy w prace projektowe, ale nie są nam niezbędnie potrzebni od samego początku.
W ostatnich tygodniach spotkałam kilku dizajnerów – przedsiębiorców tworzących produkty „dla siebie”. Ich pomysły zrodziły się z rozpoznania własnej, niezaspokojonej potrzeby i ewoluowały do postaci atrakcyjnej dla szerszej grupy potencjalnych nabywców.
Przykład pierwszy – pomysł z lotniska
Pierwszy przykład nie jest rozwiązaniem dla mnie. Pomysł wydał mi się niepotrzebną usługą, komplikującą prostą czynność. Najwyraźniej jednak ma dużą wartość dla wielu pasażerów linii lotniczych. Rozwiązanie jest już wdrażane na dwóch dużych lotniskach międzynarodowych. Produkt został wymyślony i opatentowany przez mojego libańskiego kolegę. Podróżował samolotem z rodziną i zwykle miał kilka walizek. Kilkakrotnie zdarzyły mu się problemy ze znalezieniem bagażu na taśmociągu. Odbiór bagażu zajmował dużo czasu i wymagał wytężonej uwagi. Rozmowy o frustracji przy odbiorze bagażu z innymi pasażerami, pozwoliły mu zauważyć, że podróżni z problemami ze wzrokiem, frustrowali się jeszcze bardziej niż on. Szczególnie osoby, mające problemy z rozpoznawaniem kolorów (około 8% mężczyzn to daltoniści). Wymyślony produkt to wyświetlacz umieszczony na taśmociągu, pokazujący imię właściciela bagażu znajdującego się w danym miejscu na taśmie. Jest zsynchronizowany z aplikacją, gdzie można ustawić swoje dane identyfikacyjne lub avatar. Pomysł był przysłowiowym ziarnem, które kiełkowało przez długie miesiące szukania odpowiednich czujników i innych rozwiązań technicznych niezbędnych do wdrożenia.
Przykład drugi – opieka nad osobą starszą
Edghar* odkrył swoją potrzebę, gdy opiekował się starszą osobą w rodzinie. Chciał wiedzieć, że mieszkająca samotnie krewna normalnie funkcjonuje każdego dnia. Nie chciał być nachalny dzwoniąc codziennie. Miał też obawy, że nie dowie się prawdy w rozmowie. Twierdził, że w jego rodzinie „krewni dzielą się na tych, którym zawsze coś dolega i tych mówiących zawsze, że wszystko jest w porządku.” Dla własnego spokoju i wygody wymyślił rozwiązanie pozwalające mu monitorować regularność codziennych aktywności w domu. Był to dodatkowy włącznik przy ekspresie przelewowym do kawy wysyłający powiadomienie o aktywności na jego telefon. Brak używania ekspresu był sygnałem alarmowym, że trzeba zadzwonić lub odwiedzić, by osobiście sprawdzić czy wszystko w porządku. Ten pomysł „dla siebie” rozwinął się później w bardziej zaawansowane urządzenie monitorujące aktywności domownika i wykorzystujące sztuczną inteligencję.
Przykład trzeci – dla taty lub mamy
Noah* opowiedziała mi o swoim start’up-ie podczas spotkania absolwentów programu Fulbrighta. Studiowała na uczelni w Nowym Yorku, planowała zająć się pracę naukową. Pomysł na platformę i aplikację dla rodziców samotnie wychowujących dzieci pochłonął ją tak bardzo, że zmieniła plany. Bycie rodzicem singlem wymaga często sięgania po pomoc, szczególnie jeśli nie ma w pobliżu rodziny mogącej wyręczyć w niektórych obowiązkach. Lista potrzeb powstała na bazie doświadczeń własnych i bliskich znajomych. Zaczynała się od zaprowadzenia i odebranie ze szkoły czy przedszkola, niani, sprzątania, gotowania, zakupów, korepetycji, spacerów, pomocy psychologa dziecięcego, etc. Noah postawiła sobie za cel przygotowanie kompleksowej oferty usług dla samotnych rodziców. Koncepcja nadal się rozwija. Platforma rośnie zarówno po stronie oferowanych usług jak i zainteresowanych korzystaniem z niej.